niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 1

To uczucie gdzie czujesz się tak zagubiona i samotna we własnym życiu, że nawet najprostsze rzeczy wydają się niemożliwe do zrobienia towarzyszy mi coraz częsściej  
Mieszkam w San Fransico już dwa tygodnie, znam kilka osób z pracy i kilku sąsiadów, moi rodzice zostali w Monatanie, w Dillon, pozwolili mi wyjechać do Kalifornii na studia, zapłacili za mieszkanie i przeprowadzkę ale czynsz będę musiała płacić sama, dlatego znalazła pracę tutaj, w Dercuse. 
Stałam na tyłach kawiarnio-restauracji (po raz drugi: czymkolwiek to jest)  i obserwowałam wnoszone przez dostawców skrzynki świeżych owoców i warzyw, byłam dziś wyjątkowo wyspana, ponadto pogoda jest idealna bo jest ciepło ale nie duszno, jak to zazwyczaj jest w tym mieście. Podziękowałam panom za pomoc i weszłam do budynku. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam rozkładać jedzenie do lodówek bądź szafek i półek w kuchni. Kiedy skończyłam zamieniłam się z Emmą i teraz to ja stałam przy kasie. Usłyszałam ciche odchrząknięcie i szybko przykleiłam na twarz uśmiech podnosząc głowę do góry oraz bełkotając  poplątane z kaszlem „co podać?”
-Trzy kawy na wynos -pochylił się nad ladą i spojrzał na moją plakietkę- Grace.
-Robi się.-mruknęłam, wow ten chłopak ma niesamowitą urodę.
-Ładne imię-powiedział, oh, czyli nadal „zwraca na mnie uwagę”.
-Mi osobiście się nie podoba – odpowiedziałam,  przygotowując kawy
-Czemu? Jest oryginalne, a nie jakaś Kate, których są miliony.
-Właśnie dlatego-że jest oryginalne, wole kiedy mówi się do mnie zdrobniale-wręczyłam mu kawy
-Czyli jak?- zapytał, podając mi do ręki pieniądze.
-I tak ci się to nie przyda-nadal stał przy kasie z trzema kawami. Uniosłam brew do góry.
Uśmiechnęł się pod nosem,  i odszedł nie oglądając się za siebie. Miał na sobie czarne, zwężane u dołu spodnie i ciemno zieloną koszule w kratę zapiętą na trzy ostatnie guziki a pod nią szarą koszulkę, włosy miał ciemne, kręcone. Kiedy drzwi trzasnęły za nim, aż podskoczyłam, dopiero teraz widzę jak szybko serce mi biło. 
                                                               ****
Wyjęłam z szafki plakietkę z moim imieniem, przypięłam ją do kieszonki  na koszulce i wyszłam z zaplecza żeby za chwilę stanąć za ladą. Co jakiś czas można było usłyszeć dzwoneczek wiszący nad drzwiami. Wnętrze budynku było pomalowane na brązowo a podłoga była wyłożona jasnymi panelami, stoliki były drewniane w kolorze miodu, na ścianach były kinkiety a naprzeciwko barku/lady znajdowało się wejście do kawiarni, po obu stronach drzwi były gigantyczne okna z ciemnofioletowymi zasłonami po bokach.  Lada była czarna a w jednym z jej końców wbudowana była szklana lodówka z ciastami, typowa kawiarnia, chociaż można było tu śniadanie, była to zazwyczaj bułka słodka z ciepłym napojem, ale i tak lubiłam tu pracować, podobal mi się wystrój, być ciemny, klasyczny ale nie nudny, właścicielka siedzi w biznesie ale jej hobby to malarstwo, więc ściany pokryte są tajemniczymi obrazami, których nawet ja nie rozumiem. Było tu trzech kucharzy, trzech kelnerów-roznosili zamówienia i trójka (razem ze mną) jakby innych kelnerów, którzy przyjmowali zamówienia i podawali je kucharzom. To nie tak, że najpierw wchodzi się i zamawia, oczywiście można usiąść ale jeśli chce się tylko zamówić coś na wynos to po to jestem tutaj ja, a coś takiego, biorąc pod uwagę to, że kawiarnia jest popularna, zdarza się całkiem często.
Poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni i zaraz po przyjęciu zamówienia odczytałam sms’a
8:03
Od:Joe
 „Mogłabyś mnie dziś zastąpić? Proszę, naprawdę muszę wcześniej wyjść!”  
8:07
Do:Joe
 „Co takiego znów się wydarzyło, że aż nie możesz posiedzieć kilku godzin więcej w pracy?”
8:09
Od:Joe
 „Moja siostra się przeprowadza i muszę jej pomóc  a cudem by było gdyby Katherine dałaby mi wolne, więc mogłabyś?”
8:09
Do:Joe
 „Od której do której?”
8:10
Od:Joe
 „Od osiemnastej do północy”
8:10
Do:Joe
„Mam jutro na 7:35, nie mogę zaspać .”
8:11
Od:Joe
„Dziękuję! :)” 
8:12
„Ugh, ale pamiętaj, że masz u mnie dług”
Cały dzień minął mi jak zwykle a przed sobą miałam jeszcze kolejną zmianę, aczkolwiek mam jeszcze kilka godzin. Wsiadłam do samochodu, otworzyłam okna, włączyłam radio i pokierowałam się w stronę apartamentowca ,w którym mieszkałam od początku wakacji. Stał w środku miasta i miał zawsze zajęty parking więc pojazd byłam zmuszona zostawiać pod wejściem głównym jak wielu innych mieszkańców. Wokół niego był trawnik i drzewa i inne budynki mieszkalne, na szczęście mieszkam w jednej z lepszych dzielnic, jest tu duży ruch i mieszkają to normalni, poważni ludzie, nie imprezujące nastolatki myślące, że jak będą słuchać Lany del Rey i Arctic Monkeys ubiorą martensy, shorty z podwyższonym stanem, bluzke nirvany i czerwoną koszulę w kratę, będą wyznacznikiem mody.
 Wysiadłam i zabrałam torbę z zakupami z bagażnika po czym udałam się do wielkiego budynku . Jedenaste piętro, mieszkanie numer trzydzieści cztery. Weszłam przez mahoniowe drzwi do domu i zdjęłam z nóg białe, krótkie conversy, po lewo mieściła się kuchnia w kolorach szarości, z ciągiem okien za ladą na którą odstawiłam torbę, naprzeciwko był salon, po nim sypialnia a obok jej drzwi były kolejne, do łazienki. Poszłam się przebrać w za duże męskie dresy i koszulkę mojego ulubionego zespołu po czym z powrotem wróciłam do kuchni i pochowałam produkty do lodówki, przeszłam się po mieszkaniu i zebrałam brudne naczynia po czym włożyłam je do zlewu i sprzątałam dom dalej. Kiedy już wszystko było w miarę ogarnięte pozmywałam i wzięłam krótki prysznic. Po wyjściu z łazienki włączyłam telewizor na kanał muzyczny i zaczęłam suszyć włosy. Co innego miałabym robić przez następne półtora godziny jak nie oglądanie telewizji? Nie mam wielu znajomych, nie jestem typem osoby, która wychodzi wieczorem a wraca rano zalana w cztery dupy, jestem typem osoby, która w sobotnie wieczory siedzi przed telewizorem i zawzięcie ogląda nowy odcinek nastoletniego wilkołaka pożerając przy tym tonę lodów, chipsów lub popcornu, popijając to colą albo gorącą herbatą, mam dwójkę znajomych z pracy i kilka koleżanek z liceum chociaż jedna z nich to tak naprawdę moja przyjaciółka. Po leniwie spędzonej godzinie znalazłam się z powrotem w kawiarni. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym ale teraz wiem czemu to Joe miał najpóźniejszą zmianę, gośćmi byli głównie mężczyźni w wieku od osiemnastu lat do trzydziestu i zdecydowanie mniej kobiet niż wcześniej . Latałam między stolikami i zbierałam zamówienia.  Ricky roznosił posiłki a Carl (przemiły facet po czterdziestce) gotował.
 -Widzisz, może jednak przyda mi się twoje imię, trzy kawy latte –zaśmiał się, ale to nie był serdeczny śmiech, nie. To było bardziej żart, coś w rodzaju ukazania swojej dominacji czego nie rozumiałam. 
-Oh, to pamiętasz jeszcze jak mam na imię?- zapytałam stojąc tyłem do niego nalewając napoje.
-Grace, mam dobrą pamięć, zwłaszcza do twarzy.- mrugnął lewym okiem i uśmiechnął się pod nosem a kiedy tylko podał mi pieniądze, od razu wyszedł. Woah. 
Wyszłam na nadal ciepłe powietrze chociaż było parę minut po północy, wygrzebałam z kieszeni klucze starając się nie wylać herbaty z plastikowego kubka. Wsiadłam i włączyłam radio i jechałam wolno, praktycznie pustymi ulicami, kiedy już weszłam do domu, przebrałam się w za dużą koszulkę i rzuciłam się na łóżko w kolorze brzozy a pościelą białą a kot cichutko przebiegł po moich plecach usadawiając się przy mojej głowie. 

Prolog

Siedziałam na łóżku zaplątana w białą pościel leniwie popijając  gorącą herbatę czytając ostatnią stronę książki. Znajome uczucie pustki po skończeniu romantycznej historii , ukuło mnie w serce. Położyłam się na poduszce odkładając  półpełny kubek na szafkę i przytuliłam czarnego kota śpiącego obok. Na zegarku widniała godzina pierwsza w nocy a o szóstej muszę wstać żeby zdążyć do pracy. Zwlokłam moje zaspane ciało z łóżka, pogasiłam światła w moim mieszkaniu i otworzyłam okno w sypialni .
Szósta trzydzieści dwa, obudził mnie kot a raczej hałas metalowej miski jeżdżącej po posadce w kuchni. Szósta trzydzieści dwa? Powinnam być już dawno na nogach szykując śniadanie sobie i Elvisowi Wstałam i szybko ubrałam czystą bieliznę i uniform do pracy, podwinęłam rękawki za dużej koszulki z logiem kawiarni/restauracji (czymkolwiek to jest)  a na palec nasunęłam ulubiony pierścionek, po czym pobiegłam do łazienki i umyłam porządnie twarz mydłem żeby zmyć wczorajszy makijaż. W kuchni złapałam tylko banana z blatu a kotu nasypałam karmy do miski po czym, wkładając telefon do tylnej kieszeni złapałam klucze z komody przy drzwiach głównych i wyszłam z domu. Wbiegłam do windy uśmiechając się przepraszająco i dziękując ludziom  w środku, którzy przytrzymali drzwi dla mnie zanim maszyna ruszyła. Sprawdziłam zegarek, siódma dwa.  Wybiegłam z budynku i popędziłam prosto do mojego samochodu. Biały nissan altima choć zaparkowany pod drzewem, był już nagrzany od wczesnego słońca. Wyjechałam na zatłoczone ulice San Francisco* i dziesięć minut później byłam już na miejscu, przed małą, ceglaną kawiarenką w jednej z wielu kamienic.
____________________________________________
San Francisco*, jak i cała Kalifornia, leży w strefie klimatu śródziemnomorskiego, który cechują łagodne zimy z licznymi opadami i suche lata.